Dzisiaj zaczyna się festiwal filmowy. Z Calangute pojechałem do Panaji, tam spotkałem się z Moniką, która czekała na mnie ze wszystkimi niezbędnymi akcesoriami czyli identyfikator i zaproszenie na imprezę. Główna promenada wzdłuż rzeki została wyłączona z ruchu, wszędzie dużo policji i wojska, jakby tu miała przyjechać jakaś głowa państwa. Postawiono gigantyczną halę na kilka tysięcy miejsc z okazji inauguracji festiwalu. Po przejściu wszystkich kordonów dostaliśmy się do środka, gdzie czekało nas jeszcze znalezienie odpowiednio dobrych miejsc. Mieliśmy zaproszenia do strefy VIP. Bez jakiegoś szczególnego poślizgu impreza zaczęła się przywitaniem wszystkich gości przez parę znanych bollywoodzkich aktorów. Przemówienia, oficjałki, przedstawianie wszystkich organizatorów trwało dość długo, jak to bywa na takich imprezach. Przedstawiono jury tegorocznego festiwalu, w składzie którego znalazł się polski akcent; do jury zaproszono naszego reżysera Lecha Majewskiego. Drugim polskim akcentem było wręczenie nagrody specjalnej Krzysztofowi Zanussiemu za całokształt twórczości, naszemu twórcy towarzyszył minister kultury Bogdan Zdrojewski. I zaczęły się występy przesycone klimatem disco – bollywood. Impreza bardzo kolorowa, zgrabnie zorganizowana, dało się zauważyć , że kosztem wielogodzinnych prób, niczym centralne dożynki za czasów gierkowskich. Po inauguracji mąż Moniki; Vini zadzwonił, że w Marriocie jest party, na które może nas wprowadzić. Oczywiście takich zaproszeń się nie odrzuca. Wylądowałem w ogrodach hotelowych, gdzie z suto zaopatrzonego baru korzystałem do woli. Nadszedł koniec imprezy i zrobiło się późno na tyle, że już nie było żadnej komunikacji powrotnej do Calangute. Pozostawała jedynie riksza. Ceny nocne nie na moją kieszeń, na szczęście okazało się, że istnieje jeszcze jeden rodzaj transportu – panowie zakuci w kaski, szaliki i ciepłe kurtki (+25 0c) – motocykliści wożą chętnych za tzw. łebka za 200 Rs z Panaji do Calangute. Jest to dość ryzykowne posunięcie skorzystanie z tego typu usługi, bo nie wie się jakim gość jest kierowcą, a o wywrotkę na motocyklu w nocy nie trudno. Pęd powietrza wbił mi moje słoneczne okulary głęboko w nos przy 100 paru kilometrach na godzinę, przeżycie dość ciekawe.