Rano spakowałem się i przyjechałem do Panaji ze swoim dobytkiem. Wysiadłem z autobusu i zaczął się koszmar poszukiwania noclegu. Z powodu festiwalu wszystko zajęte, jedynie w droższych hotelach jeszcze były jakieś miejsca. W godzinach południowych, przy największym skwarze dźwigając swoje bagaże; wżynające się w ramiona dwa plecaki jak juczny osioł zrobiłem sobie przymusowy spacerek po mieście. Wylało się ze mnie 5 litrów potu i po trzech godzinach znalazłem kwaterę za 400 Rs ze wspólnym WC dla trzech pokoi. Szybki prysznic i w miasto. Spotkałem się z Moniką i poszliśmy do centrum festiwalowego, gdzie pobraliśmy na podstawie identyfikatorów bezpłatne bilety na wybrane filmy. Popołudnie i cały następny dzień spędziłem na oglądaniu przede wszystkim polskich filmów prezentowanych na festiwalu. Po „Róży” były owacje na stojąco.