Ewa i Adam przygarnęli mnie z całego serca myślę, że nie tylko dlatego, że przywiozłem z Polski dla nich swojskie wędlinki, ogórasy kiszone i cos do tego, ale czasami ktoś mnie po prostu lubi. Zaproponowali, że mogę troszkę posiedzieć im na głowie w ich skromnym mombajskim mieszkaniu. Rano oboje upitrasili pyszne śniadanko; połączenie kuchni hinduskiej z polską kiełbasą. Po świetnym posiłku i kawie wyruszyliśmy w miasto. Z racji spraw, które mieli do załatwienia pojechaliśmy na Colabę – dzielnica Bombaju wysunięta najdalej na południe. Tam zarezerwowałem dla siebie bilet kolejowy na Goa do Margao na najbliższą niedzielę (jeśli w tzn. międzyczasie padnie propozycja nie do odrzucenia do zagrania wielkiej roli w Bollywood plany zmienię). Bilety rezerwuje się w pobliżu stacji Churchgate (lub Victoria St) w biurze dla turystów, w kasie nr 14. Ewa i Adam odebrali paszporty z Ambasady Tajlandii z tajskimi wizami (wylatują w poniedziałek, o tym później), po czym zaproponowali świetne jedzenie w dzielnicy muzułmańskiej. Jak trafiliśmy do ich ulubionej knajpy moje zdziwienie było duże – już tu kiedyś byłem – ta sama knajpa, w której byłem w 2009. Spacer, zakupy w tym Old Monk za 190 rupii za 375ml (oj, podrożało )i pojechałem do „raj”domu lepiący się od potu i gorąca – 37oC.