Wstałem rano, żeby się spakować, wysłać trochę zdjęć, ale koleżka Lord, którego znacie z wcześniejszych wpisów poprosił mnie, byśmy pojechali na targ do Chaudi po ryby. Nie mogłem odmówić. Myślałem, że będzie to krótka przejażdżka, okazało się, że poznałem dzienny rozkład zajęć Lorda; pierwsza rzecz to skręt, druga śniadanie w jego ulubionej lokal bar (śniadanie 15 Rs), później 100 g whisky z wodą sodową. Na targu kupiliśmy ryby i małże, które zawieźliśmy do jego domu. Familia poznała białasa i zdegustowałem hinduską poranną herbatkę; mocno słodzona i z dużą ilością mleka. Następnie odwiedziliśmy jego brata, który ma restaurację i cocochats w Patnem, na sąsiedniej plaży. Tam odbyła się powtórka z rozrywki - whisky z sodą. Niestety, zrobiło mi się smutno. Dziś ostatni dzień i w nocy jadę na lotnisko. Indie to ogromny subkontynent i zwiedzić go i poznać nie sposób. Trzeba byłoby przyjeżdżać tu kilkanaście razy lub zamieszkać na kilka lat. Magia Indii, jej urok, a z drugiej strony bród, ogólny śmietnik, bieda, żebractwo i nachalność mogą przeszkadzać. Jeśli te wszystkie mankamenty zna się i potrafi się jednocześnie zobaczyć i ujrzeć Indie jako kraj "masala"; mieszanka kultur, jedzenia, religii i ludzi - można się zakochać. Ja zakochałem się w Indiach z wzajemnością, jednak również kocham mocno mój Kazimierz Dolny, do którego jutro rano zmierzać będę przez prawie 40 godzin.